Codziennie rano się budzę. Widzę biały sufit i światło przebijające przez firanki. Widzę siebie w lustrze, w piżamie, z zaspanymi oczami. Widzę umywalkę, moje śniadanie. Wychodząc z mieszkania patrzę na wschód. Może to nawet coś znaczy? W końcu wschód to początek. Mijam te same bloki i te same samochody. Te same ulice i te same budynki. Widzę twarze ludzi, a wśród nich tak mało znajomych rys. Ale nie jest mi z tym źle. Wydaje mi się, że to pozwala patrzeć bardziej. I dobrze mi z tym.
Czytam ostatnio książkę. Ciężko powiedzieć o czym, żeby nie zabrzmiało to infantylnie. Jednak zaryzykuję. Opowiada ona o magii i tajemnicy. Wbrew pozorom jest to naprawdę dobra i dojrzała książka. Jej akcja dzieje się nad morzem. Czytając ją tęsknię, bo lubię dotyk piasku. I szum fal. Obiecałam sobie, że kiedyś będę mieszkała na wybrzeżu. Chciałabym się budzić i widzieć ten nieskończony błękit. Morze jest tak pięknie symetryczne. A usłyszałam dzisiaj na wykładzie, że symetria jest "pięknem głupców". Może to nawet pasuje?
kiedyś musimy pojechać nad morze. też mi tego brak
OdpowiedzUsuńchciałbym znać tytuł tej książki
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja bardzo chce widzieć morze każdego dnia :)
OdpowiedzUsuńmega mega mega fota.
OdpowiedzUsuńteż uwielbiam morze i tez zawsze chciałam mieszkać w mieście na wybrzeżu, np Barcelonie w której sie zakochałam.
the picture is beautiful <3
OdpowiedzUsuń