29 marca 2011

there's one in all of us




Codziennie rano się budzę. Widzę biały sufit i światło przebijające przez firanki. Widzę siebie w lustrze, w piżamie, z zaspanymi oczami. Widzę umywalkę, moje śniadanie. Wychodząc z mieszkania patrzę na wschód. Może to nawet coś znaczy? W końcu wschód to początek. Mijam te same bloki i te same samochody. Te same ulice i te same budynki. Widzę twarze ludzi, a wśród nich tak mało znajomych rys. Ale nie jest mi z tym źle. Wydaje mi się, że to pozwala patrzeć bardziej. I dobrze mi z tym.

Czytam ostatnio książkę. Ciężko powiedzieć o czym, żeby nie zabrzmiało to infantylnie. Jednak zaryzykuję. Opowiada ona o magii i tajemnicy. Wbrew pozorom jest to naprawdę dobra i dojrzała książka. Jej akcja dzieje się nad morzem. Czytając ją tęsknię, bo lubię dotyk piasku. I szum fal. Obiecałam sobie, że kiedyś będę mieszkała na wybrzeżu. Chciałabym się budzić i widzieć ten nieskończony błękit. Morze jest tak pięknie symetryczne. A usłyszałam dzisiaj na wykładzie, że symetria jest "pięknem głupców". Może to nawet pasuje?



5 komentarzy:

  1. kiedyś musimy pojechać nad morze. też mi tego brak

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałbym znać tytuł tej książki

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że nie tylko ja bardzo chce widzieć morze każdego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. mega mega mega fota.
    też uwielbiam morze i tez zawsze chciałam mieszkać w mieście na wybrzeżu, np Barcelonie w której sie zakochałam.

    OdpowiedzUsuń